
Podobno jeden obraz jest wart tysiąc słów. A ile słów jest wart jedna minuta obrazu? Specjaliści szacują, że około 1.8 miliona. W takim kontekście Video Marketing wyrasta na zdecydowanego lidera skuteczności wśród wszystkich form content marketingu.
Zastanawialiście się kiedyś jak często macie styczność z takimi działaniami marketingowymi? I nie, nie mówię tu tylko o reklamach telewizyjnych. To oczywiście też forma Video Marketingu, lecz jest ona postrzegana raczej nie jako zyskujący, a tracący popularność trend w content marketingu. Dzieje się tak z wielu powodów: formaty telewizyjne starzeją się z powodu braku rozwoju, telewizja narzuca bardzo duże ograniczenia w produkcji i emisji oraz jest niesamowicie droga. Z drugiej strony mamy internet, a głównie media społecznościowe. W tym miejscu wideo praktycznie pozbawione obostrzeń jest powszechnie dostępne. Jako naturalne medium wychowuje kolejne pokolenia konsumentów. Wystarczy przywołać szacunki specjalistów które mówią, że w w roku 2020 wydatki na reklamę w internecie dorównają wydatkom na reklamę w telewizji. A pamiętajmy, że proporcjonalnie reklama w internecie jest dużo tańsza niż w telewizji.
Video marketing vs. copywriting, obraz vs. tekst, ruch vs. litery… hasła te brzmią jak próba uchwycenia odwiecznej walki dobra ze złem. W marketingu jednak taki podział nie istnieje. My mamy do czynienia z klikalnością, angażowaniem, zasięgiem i ROI. W tym kontekście Video Marketing deklasuje copywriting, czyli content pisany. 1/3 czasu jaki ludzie spędzają online poświęcają oglądaniu materiałów wideo. Dzieje się tak z jednego prostego powodu: jesteśmy leniwi.
A dokładniej rzecz biorąc, nasze mózgi są leniwe. Zdecydowanie wolą bowiem oglądać niż czytać – materiały wideo przetwarzamy 60.000 szybciej niż tekst. Patrząc na to z tej strony, oglądanie filmiku na Youtube będzie dla Ciebie spacerem po plaży, podczas gdy czytając ten tekst Twój mózg myśli, że jest na 38 kilometrze maratonu.
Na szczęście nie oznacza to jednak, że (jako copywriter) stracę przez to pracę. W Video Marketingu brakuje bowiem contentu wysoce specjalistycznego. Napisanie eksperckiego tekstu zajmie danemu specjaliście dużo mniej czasu niż nakręcenie i zmontowanie filmu, tym bardziej, tego typu teksty nie są czytane dla przyjemności i odpoczynku, a nauki i rozwoju. Tym bardziej potwierdza się to w „dobie SEO”, gdzie na każdy temat znajdziemy setki i tysiące artykułów. Przeglądarki również (jeszcze) pozycjonują wyżej tekst z powodu trudności w dokładnym odczytaniu materiałów wideo.
Opowiadanie historii jest dziś postrzegane jako definitywny lider wśród trendów Video Marketingu. Jesteśmy zmęczeni otaczającymi nas zewsząd standardowymi, oklepanymi i nudnymi komunikatami reklamowymi, w których brakuje ciągu przyczynowo-skutkowego, a jedynie „Kup mnie!”. Z drugiej strony z zaciekawieniem słuchamy opowieści przyjaciół o ich przygodach i przeżyciach. Dlaczego zatem marka nie może być naszym przyjacielem opowiadającym nam swoja historię?
A my lubimy historie. Lubimy narrację, spekulowanie i wyczekiwanie finału, narastające emocje. Tak, oboje prawdopodobnie myślimy teraz o słynnej reklamie Allegro z końca 2016 roku. Nie jest to ani pierwszy przykład storytelling’u, ani nawet najlepszy. Jest to jednak wzorowo wykonany spot z angażująca historią, który osiągnąć międzynarodowy sukces i przyczynił się do wzrostu sprzedaży chusteczek higienicznych. Jak osiągnięto ten sukces? Dzięki historii, która Cię zaangażowała i wywołała w Tobie emocje. Zachwyt, wzruszenie, poruszenie… Do wyboru, do koloru. Ale to właśnie emocje sprawiły, że ten spot zapadł nam w pamięć. A gdzie marka? Gdzie reklama usług? Na backstage’u, oglądająca przedstawienie z boku. Marka była tu tylko pośrednikiem dostarczającym Tobie piękne emocje. A i tak osiągnęła swój cel lepiej, niż komercyjne reklamy bez historii z 100x większym budżetem.
Nie ograniczajmy się jednak tylko do naszego polskiego podwórka. Bardzo zachęcam do sprawdzenia poniższej kampanii społecznej Sandy Hook Promise, która sprawi, że obejrzysz ją dwa razy.
Na temat live streaming’u szczegółowo rozwodziłem się w osobnym artykule (przeczytaj tutaj), dlatego teraz ograniczę się do kwestii ogólnych. Transmitowanie materiału na żywo staje się niezwykle popularne, bo oglądając materiał na żywo nadawca działa na nas na dwa sposoby: ekscytujemy się, że widzimy coś unikalnego, coś co dzieje się tu i teraz i nawet możemy w czasie rzeczywistym zalajkować materiał. Ekscytujemy się, że bierzemy udział w powstawaniu czegoś na bieżąco.
A po drugie widzimy nadawcę zupełnie od kuchni. Bez obróbek, bez miksu, bez poprawek. Widzimy prawdziwą twarz firmy, blogera, influencera, marki. Jest to zupełnie nowa forma relacji, którą marka może nawiązać z odbiorcą. Co można transmitować na żywo? Koncerty, wykłady, eventy, konferencje, tworzyć QA z ambasadorami marki etc.
Format 10 sekundowych filmików, które mają 24 godzinną datę ważności został spopularyzowany już w 2011 roku przez Snapchat. Z początku uważałem to za pomysł co najmniej „wart ponownego przemyślenia”. Po co mam wkładać wysiłek w wymyślanie i kręcenie materiału, który za chwilę i tak zniknie?
100 milionów osób dziennie zweryfikowało mój pogląd i uznało to go za wartego przemyślenia. Tak, właśnie 100 milionów użytkowników, nadających 700 milionów materiałów dziennie rejestruje Snapchat. Platforma stała się jednym z najpopularniejszych mediów społecznościowych, właśnie dzięki swojemu nieoczywistemu mechanizmowi. Wymaga on bowiem od nas żebyśmy byli na bieżąco i codziennie logowali się mają nadzieję odnaleźć coś wyjątkowego.
Ciekawie się robi dopiero jednak, jak zaczniemy analizować samych użytkowników Snapa i postrzega ich jako grupę docelową naszych działań marketingowych. 60% Snapchat’owców to osoby w wieku 13-25 lat, co czyni te grupę szalenie atrakcyjną dla reklamodawców. Pomimo tego jednak komunikator ten jest jedną z najmniej zbadanych i „atakowanych” reklamą platform społecznościowych. Dlaczego tak się dzieje?
W obronie użytkowników przed wielką machiną marketingu stoi format oraz „styl” Snapchata. Sposób komunikacji stworzony i zdominowany przez przez ludzi młodych (gimnazjum/liceum/wczesne studia) jest ogromnym wyzwaniem dla ~30/40 letnich specjalistów ds. marketingu z nawet 20 letnim doświadczeniem. Przykładowa 18 letnia Ola nie spodziewa się znaleźć na Snapchacie jakichkolwiek reklam. Co więcej, jest przekonana, że ich tam nie ma, że jest to strefa wolna od marketingu, którym jest obstrzeliwana w TV czy za pomocą wszechobecnych bannerów. Ola chce po prostu obejrzeć zabawny i krótki filmik. I tu się pojawia szalenie trudne zadanie dla marki: stworzyć taką reklamę, która będzie krótka, ciekawa, zabawna i wyglądała na wysłaną przez innego licealistę. Tylko, że pracującego w korporacji w dziale marketingu.
Chcesz się podzielić opinią? Napisz do autora – d.wozniak@skivak.pl