
Content is the king, ale to dystrybucja jest królową. A, jak w wielu związkach, to ta druga połówka ma decydujący głos.
Treść „żyje” i nabiera wartości dopiero wtedy, gdy jest czytana, oglądana, lajkowana. Co z tego, że stworzymy dobry materiał, jeżeli nikt go nie otrzyma? Dystrybucja jest często uważana za wtórny etap produkcji treści marketingowych, który wypełnia się „pomiędzy slajdami”. Jednak warto wiedzieć, że jest równie ważnym, jeżeli nie najważniejszym elementem strategii marketingowej, zasługującym na zupełnie osobną prezentację.
Korzyści dbania o dobrą, dostosowaną do kanałów i odbiorców dystrybucję, są niezwykle ważne. Wystarczy wymienić oszczędność czasu, możliwość automatyzacji publikacji artykułów i treści, zarządzanie contentem w różnych kanałach 24/7, czy dane statystyczne do analiz i pomiarów skuteczności.
Dostarczanie treści w internecie odbywa się poprzez tak zwane: „owned media” (media własne), „earned media” (media cudze) oraz „paid media” (media opłacone). Są to konkretne kanały podzielone ze względu na stosunek do nadawcy – kanały komunikacji, których nadawca jest administratorem lub je moderuje, należą do pierwszej grupy, tzn. owned media. Są to między innymi strony w mediach społecznościowych (fanpage), blog firmowy, newsletter czy strona www.
Za earned media uważa się kanały komunikacyjne, na które nadawca nie ma wpływu bezpośrednio, ale zyskał je poprzez działania promocyjne, atrakcyjność udostępnianej treści etc. Są to między innymi udostępnienia naszych postów, recenzje naszego contentu, wspomnienia o naszej marce, reposty. Tworzy to naturalny, organiczny ruch („traffic”) wokół treści i pozwala się jej swobodnie rozprzestrzeniać w sieci. Istnieją jednak pewne ograniczenia. Zyskanie zasięgu „earned media” jest w dużej mierze niezależne od nas. Tych kanałów nie można kupić – to one same „decydują”, czy zapewniana przez nas treść jest warta rozpowszechniania. Nie mamy nad nimi prawie żadnej kontroli. Bardzo cienka granica dzieli viral od hejtu – licząc na „earned media”, nigdy nie wiemy, gdzie skończy nasz content.
I to właśnie kieruje nas na ostatnią płaszczyznę dystrybucji – paid media, czyli po prostu takie, za które płacimy. Mamy nad nimi pewną dozę kontroli, głównie w procesie przygotowania i planowania. Dystrybucja naszej treści w tym modelu najczęściej sprowadza się do wykupienia przestrzeni bannerowej w sklepach, czy stronach internetowych, stworzenia kampanii w Google Adwords lub na Facebook’u, czy zamówieniu artykułów sponsorowanych.
Oczywiście, każdy z nas chciałby nie musieć wydawać pieniędzy na rozpowszechnianie swoich treści, bo robiłyby to „earned media”. Najlepiej, gdyby nasze „owned media” posiadały siłę przebicia Wikipedii. Dlaczego nie warto skupiać się tylko na jednej płaszczyźnie dystrybucji, tylko, niezależnie od sytuacji naszej marki, inwestować równomiernie we wszystkie kanały? Z uwagi na efekt synergii: żadna z tych płaszczyzn samotnie nie jest w stanie zapewnić nam dotarcia do wszystkich użytkowników, a współpracując, zapewnimy sobie większy przekrój odbiorców.
Pierwszym krokiem w stworzeniu strategii dystrybucji contentu powinno być rozpisanie, na bazie specyfikacji Twojej grupy docelowej, za pomocą jakich kanałów chcesz do niej dotrzeć. Niezależnie jednak jaki będzie tego efekt, potrzebujesz narzędzi, które zoptymalizują proces rozpowszechniania Twojej treści.
Jednym z takich narzędzi jest Buffer. Aplikacja ta pomaga zarówno gromadzić i udostępniać interesujący content, na który natrafi się w sieci, jak również zaplanować jego publikację i to w różnych kanałach – zarówno na Facebooku, jak i Twitterze, Google + czy LinkedIn czy na Pintereście. Dystrybucja zaplanowanych i załadowanych do Buffera, treści następuje automatycznie, a posty w wybranych mediach rozłożone są na różne pory dnia, zgodnie z ustalonymi godzinami publikacji. Narzędzie udostępnia także statystyki do analizy zasięgu postów i ich popularności.
Aby dodać nowy post wystarczy kliknąć na napis „What do you want to share?” dostępny na górze strony i wpisać swój post. Następnie, poprzez ikony wybieramy, na którym z portali społecznościowych chcemy go udostępnić.
Jeszcze przed dodaniem pierwszego wpisu istnieje możliwość wcześniejszego zdefiniowania terminów publikacji dla poszczególnych portali w zakładce Schedule. W takim wypadku każde konto można ustawić osobno, ustalić dni tygodnia oraz godziny, tworząc możliwość dodawania postów do kolejki.
Kolejną zaletą Buffer’a, jest fakt, iż jest on dostępny jako rozszerzenie do przeglądarek Firefox, Chrome, Safari i Opera, co jeszcze bardziej ułatwia udostępnianie treści przeglądanej właśnie w sieci.
Nic nie stoi na przeszkodzie aby aktualizacje statusów przeprowadzać mobilnie, a to dzięki aplikacji dostępnych na platformy iOS i Android. Inne aplikacje Buffer’a pozwalają użytkownikom na dzielenie się swoimi postami z bloga na WordPressie i artykułami oraz na dodanie opcji Buffer na stronie bloga, tak aby dowolny artykuł, czytelnik mógł od razu udostępnić.
Atrakcyjna jest również Prowly – aplikacja skierowana do ludzi zajmujących się PR-em. Ułatwia zarządzanie bazami mediów i wysyłkę newsów do dziennikarzy. Oferuje możliwość agregacji treści tworzonych on-line i stanowi biuro prasowe marki 24h/7. Największą zaletą jest integracja w jednym miejscu treści ze wszystkich kanałów, poprzez które komunikuje się marka. 3 główne narzędzia, które oferuje Prowly to „Story creator”,”Media pitch” oraz „Brand journal”. Portfolio marek potwierdza użyteczność programu: Spotify, Ikea, Grey czy National Geographic – te nazwy robią wrażenie. Najciekawszy jest fakt, że to polska aplikacja.
Równie silny polski akcent jest obecny wśród narzędzi odnoszących się do płaszczyzny „paid media”. Mowa o FastTony.es – swoistym „kombajnie” do tworzenia i zarządzania kampaniami reklamowymi na Facebook’u. Aplikacja potrafi między innymi sterować reklamami, z uwzględnieniem warunków pogodowych, tworzyć wielopoziomowe kampanie i reklamy, czy używać niedostępnych normalnie CTA („call to action”). Do tego model płatności jest wysoce efektywny – można rozliczać się konkretnie za przejścia na stronę, dzięki czemu nie płacimy za tradycyjne wyświetlenia, czy bezużyteczne (kiedy zależy nam na konwersji na WWW) interakcje. Minus aplikacji? Pozwala nam działać tylko w obrębie Facebook’a – chociaż założyciel firmy, Daniel Kędzierski, działa na tyle prężnie, że pozostaje tylko czekać, kiedy z podobnych aplikacjami będziemy mogli korzystać na innych platformach.
Powyższy zestaw to tylko wierzchołkiem góry dystrybucji contentu online. Zachęcam do szukania rozwiązań skrojonych na Twoją miarę – aplikacji wystarczy, żeby zaspokoić potrzeby każdego. By trochę jednak pomóc w tych poszukiwaniach, poniżej zamieszczam listę pozostałych narzędzi, od których zdecydowanie warto eksplorację i poszukiwanie tego jedynego.
Chcesz się podzielić opinią? Napisz do autora – d.wozniak@skivak.pl